Pociąg to jedna z wygodniejszych opcji komunikacji w rejony podgórskie. Unikamy korków, ograniczamy koszty, dbamy o środowisko, a po drodze możemy zaplanować wyprawę lub nieco odpocząć. Dodatkową zaletą jest fakt, że w wielu przypadkach stacja kolejowa znajduje się blisko szlaków.
Ale… gdy mamy małe dzieci wizja podróży PKP jawi się jak scena z filmu akcji, czyż nie? Cóż, nie ma co owijać w bawełnę – trochę tak jest!
Gdy pierwszy raz wpakowałam dziecię do pociągu miało prawie dwa lata.
Z trasą się nie rozdrabniałyśmy – pyk, cała Polska z południa na północ.
I wtedy… było łatwiej niż teraz, gdy jest już przedszkolakiem. Kilka zabawek, pampers, mleko, przekąski, drzemki i światełka za oknem robiły robotę.
Uważam, że wiek pomiędzy 2 a 5 r.ż. jest dość wymagający dla rodziców pod kątem dłuższych podróży, bo taki maluch, cóż, nie zawsze zachowuje się przewidywalnie. Nie wiadomo, czy kredka trafi na papier, jedzenie do buzi, a siku do toalety.
Zdradzę Wam jednak kilka tipów na oswojenie tematu podróży z małymi dziećmi. Zostały wypracowane podczas kilkugodzinnych tras pociągiem (TLK, IC, EIP – żebyście nie myśleli, że podróżujemy w luksusach) przez wymagającą młodą podróżniczkę. Ale uwaga, ważne! Mimo wszystkich humorków, pomysłów i kaprysów – ona to lubi! Lubi podróżować pociągiem, a taki stan rzeczy nie dotyczy wszystkich dzieci. Trzeba to mieć na uwadze.
Czasoumilacze na podróże pociągiem:
Zeszyty z naklejkami/zadaniami – u nas HIT! Najlepiej te, w których dziecko układa z naklejek scenki na planszy. Kredek jeszcze nie odważyłam się wziąć do pociągu.
Książeczki. Można znaleźć wiele pozycji kieszonkowych w lekkim wydaniu papierowym. Nasze sprawdzone przykłady w tej formie to: Reksio, O wilku, który […], Franklin, Muminek i […], Mądra Mysz, Kubuś Puchatek.
Figurki do odgrywania scenek, np. zwierzątka. Układanie i zabawa nimi potrafi zająć dużo czasu.
Karty i kieszonkowe gry planszowe. Jeśli zapowiada się, że będziecie mieć więcej miejsca dla siebie, np. rezerwując cały przedział rodzinny to powinny sprawdzić się również puzzle. Mikroplanszówki, które mogę polecić to: Kotobirynt, Kurnik, Wilki i owce, memorki, Dobble, Uno, Wirus (chociaż wyobraźcie sobie miny współpasażerów w IC, gdy czterolatka na całe gardło krzyczy „mam wirusa!”).
Gra w bingo. Przygotowujemy kartę z rzeczami, które możemy zobaczyć w trakcie podróży i skreślamy, gdy uda nam się to wypatrzeć (np. krowa, koparka, autobus itp.).
Miś. Jeden miś, którego dziecko prowadzi podczas całej podróży i nim się opiekuje. Trzeba go jednak pilnować, przy przesiadkach/wysiadkach. Wiem, co mówię, bo kiedyś tego jednego misia zgubiłam…
Ręczne robótki. I nie mam tu na myśli tylko dziecięcych wyszywanek (akurat jeszcze nie próbowaliśmy), ale w zależności od wieku – nauka wiązania buta, zapinanie kurtki, składanie samolotów z papieru, gry typu traf kulką do celu itp.
Kilka rad technicznych:
Na etapie zakupu biletu:
– poluję na przedział rodzinny, choć rzadko mi się to udaje;
– staram się zorientować gdzie będzie ta duża toaleta (nie dot. TLK);
– unikam miejsc przy stolikach (nie mam czteroosobowej ekipy) – nie są dla introwertyków ani… dla małych dzieci. Trzeba uważać, żeby nikogo z naprzeciwka nie kopnąć, nie przewrócić napoju który ktoś postawił na blacie, nie mówiąc o próbie kierowania wzroku gdzieś indziej niż w twarz sąsiada. Dla mnie dorosłej to gehenna, a co dopiero dla malucha.
– w miarę możliwości nie rezerwuję dwóch miejsc na środku w przedziale, aby dziecko nie musiało siedzieć obok obcej osoby;
– zimą nie rezerwuję miejsc przy oknie w TLK, bo zwykle okrutnie od nich wieje.
Biorę skarpetki wierzchnie, aby dziecko mogło zdjąć buty w trakcie jazdy i swobodnie siadać na fotelu.
Chcąc nie chcąc, dziecku w pociągu trzeba poświęcić sporo uwagi. Jestem typem, który w trasie najchętniej słucha muzyki i czyta książki, ale odkąd podróżuję z córką – takie rarytasy są mocno limitowane. Nie chcę żeby uciekała korytarzami, kopała w siedzenia albo krzyczała z nudów. Wierzę, że żaden rodzic tego nie chce, ale obserwuję, że nie każdy ma pomysł jak temu zaradzić. Dlatego do nudy staram się nie dopuścić. Im jest starsza, tym lepiej sama planuje sobie czas i potrafi dłużej zająć się jedną czynnością, co daje mi chwile oddechu, ale to nadal małe dziecko, które w każdym momencie przebodźcowania/znudzenia/głodu/chłodu (dobra, dalej nie wymieniam, wiecie o co chodzi) może mniej lub bardziej spodziewanie wybuchnąć. Trzeba się z tym liczyć.
Jemy tylko sprawdzone rzeczy i nie bierzemy wielkiego wora zapychających przekąsek. Nawet mały wór przekąsek zawierających cukier też nie jest dobrym pomysłem – te historie o dzieciach po cukrze są oparte na faktach.
Dziecko bierze swój plecaczek. Dzięki temu jest świadome co ma w zanadrzu. U nas często to córka układa plan co będziemy robić (zwłaszcza na początku podróży).
Opowiadamy, co widzimy za oknem. U nas największym zainteresowaniem cieszą się same stacje.
Gdy tylko jest taka możliwość – spacerujemy do WARS-u! Choćby wybrać jeden soczek. Ale! Nauczyłam się, że podejmując tę wyprawę dziecko musi być akurat nie bardzo głodne, wyspane i ogólnie zadowolone
Na koniec opowiem Wam budującą historię z jednej z naszych kolejowych podróży. Niestety ostatnie dwa miejsca obok siebie, jakie udało mi się złapać, były przy stoliku. Za nami 5 h jazdy, przed nami kolejne ponad 3, więc znużenie dawało się we znaki. W końcu wciąż trzeba czuwać, by nikomu nie wejść na terytorium przy tych nieszczęsnych stolikach! Aż tu nagle chłopak siedzący naprzeciwko wyciąga karty i zadaje córce pytanie, czy chce pograć! Byłam pod wrażeniem. Finalnie zaproponowałyśmy prostszą rozgrywkę w nasze Uno i frajda trwała długo, a do gry dołączyła jeszcze jedna pasażerka!
I takich podróży Wam życzę – pozytywnie zaskakujących, z jak największą dozą frajdy!